Hel – Bielsko-Biała
Dzisiejszy dzień to dzień odpoczynku i oczekiwania na pociąg do domu. Odjazd naszego pociągu relacji Gdynia – Bielsko-Biała zaplanowany był na godz. 21:40, więc mieliśmy bardzo dużo czasu na przyszykowanie się do podróży powrotnej. Musieliśmy powtórnie rozebrać na dworcu w Gdyni nasze rowery i spakować je jako nadbagaż. Mariusz do południa pojechał na plażę wykąpać się w Bałtyku. Ja natomiast zabrałem się za pakowanie rzeczy i załatwianie obiadu dla nas w stołówce szkolnej. Następnie udałem się do pobliskiego marketu z nadzieją, że uda się odkupić trochę folii strech potrzebnej nam do spakowania rowerów.
Po obiedzie pojechaliśmy w stronę dworca na Helu. Z trzygodzinnym zapasem czasu stawiliśmy się na peronie. Z godziny na godzinę podróżnych przybywało na peronie. Z początku nie martwiliśmy się tym, ale z biegiem czasu ludzi zebrało się tak dużo, że mieliśmy obawę, jak dostaniemy się do środka z naszymi rowerami. Wcale nam nie pomagały nadchodzące wiadomości o kolejnych minutach opóźnienia naszego pociągu do Gdyni.
Gdy na naszym horyzoncie pojawiło się czoło naszego pociągu, a następnie podjechał na stację, zgromadzeni ludzie jak wojownicy rozpoczęli batalię, by wejść do środka. Nam się udało wejść tylko dlatego, że pociąg tak się zatrzymał, że jedne z drzwi stanęły dosłownie przed nami. Oczywiście nie obyło się bez przepychanek słownych, ponieważ znaleźli się ludzie którzy za wszelką cenę chcieli się znaleść w pociągu jako pierwsi, by mogli zająć miejsca siedzące.
Ogarnęło nas zdziwienie i zarazem śmiech, gdy zobaczyliśmy tych „wojowników”, którzy tak walczyli o miejsca siedzące jak wysiadali na poszczególnych przystankach w drodze do Władysławowa. Od Władysławowa jechaliśmy do Gdyni już praktycznie pustym pociągiem.
Na Gdyńskim dworcu zameldowaliśmy się po godzinie 20-tej, więc przejechaliśmy na właściwy peron i przystąpiliśmy do rozebrania naszych rowerów. Po tym zajęciu pozostało nam tylko czekać na nasz ostatni pociąg, którym mieliśmy się udać w kilkunastogodzinną podróż do domu.
Punktualnie wyruszyliśmy naszym pociągiem z Gdyni. Przez dalszą podróż nam i pozostałym współpasażerom pozostało nic innego jak zrobienie sobie porządnej drzemki.
I tak nad ranem około godziny ósmej dotarliśmy do naszego rodzinnego miasta Bielska-Białej, gdzie na peronie zostaliśmy powitani przez moją żonę i synka. Wtedy to nasza wyprawa rowerowa oficjalnie dobiegła końca.
Ale to nie koniec, lecz początek… naszych wypraw, tak rowerowych, jak i górskich… więc do zobaczenia już wkrótce…